Ale zanim nastąpiło „jutro” dotarliśmy wieczorem do
Siofok – samozwańczej stolicy Balatonu www.siofokportal.hu.
Baza w gustownym, nowoczesnym hotelu Azur www.hotelazur.hu nad samym Balatonem i
kolacja w nadzwyczaj sympatycznej knajpce Roxy www.roxyetterem.hu tuż przy rynku
zakończyły dzień. Gospodarze zaproponowali znakomicie przyrządzony zestaw mięs
na wielkim półmisku. Od ryby z Balatonu po karkówkę. Z warzywami przyrządzanymi
na różne sposoby, zapiekanymi ziemniaczkami i ryżem. Jakby tego było mało
dorzucili w specjalnym półmisku wspaniały węgierski gulasz (nie mylić ze znanym
u nas jako węgierska potrawa bograczem). No i tradycyjne regionalne łazanki.
Mieliśmy okazję przekonać się na czym polega typowe, uwielbiane przez Węgrów
biesiadowanie. Przekonali nas również do węgierskich win, serwowali wytrawne
wina białe i czerwone. Dla mnie rewelacyjne! Żeby nas dobić podano na koniec
słodki deser (nie powalił) i kawę espresso (postawiła na nogi z niepowalenia). Dobrze,
że z knajpki do hotelu mieliśmy kilkanaście minut na piechotę. Energiczny marsz
pozwolił chociaż w części spalić nadmiar kalorii. A wizyta po zachodzie słońca
nad zapadającym w sen, roziskrzonym na drugim północnym brzegu Madziarskim
Morzem miała w sobie coś z magii.
Rankiem miła przewodniczka z Siofok usiłowała nas
przekonać, że miasteczko faktycznie zasługuje na miano stolicy Balatonu. I chyba jej się to udało. Nie przez przypadek
w czasie weekendów i wakacji Siofok zalewane jest przez rzesze turystów. Nie
tylko z Budapesztu, choć ci są w zdecydowanej większości, ale i z całego
świata. Wspaniale zagospodarowane bulwary nad Balatonem rozbrzmiewają
wielojęzycznym gwarem. Na wkomponowanych w bujną zieleń placach zabaw szaleją
dzieciaki. Niezliczone knajpki i stragany zapraszają do otwarcia portfela. W
parku spotykamy się z rzeźbą dziewiętnastowiecznego kompozytora, głównie
operetek, Kalmana Imre. Obecny rok poświęcony jest na Węgrzech właśnie jego
twórczości. Tuż obok znajduje się urokliwy dworzec pamiętający czasy powstawania
kolei w tym rejonie. Przylegająca pełna kramów uliczka mieści również muzeum
kompozytora. W każdym z tych miejsc towarzyszy nam bryza znad Balatonu. Jezioro
jest dosłownie kilka kroków od nas. Docieramy do niewielkiego portu z którego
startują stateczki turystyczne, wypływają białe jachty a wielbiciele kolorowych
rowerów wodnych przeganiają hałaśliwie kaczki i łabędzie przypływające do
brzegu w nadziei na kawałek bułki czy chleba.
Po długim spacerze docieramy na rynek. Celem głównym jest
stojąca centralnie na środku okazała dawna wieża ciśnień. Dzisiaj odresturowana
i mieszcząca informację turystyczną www.siofokportal.com
, tarasy widokowe (wspaniały widok na miasto i Balaton) i kafejkę na samym
szczycie. Kafejkę nie byle jaką. Popijając pyszną kawę możemy podziwiać widok rozprzestrzeniający
się dookoła wieży. Podłoga kafejki kręci się niespiesznie wokół osi konstrukcji
pozwalając na kontemplację całej okolicy.
Starczy tego miasta! Uciekamy na malowniczą prowincję w stronę Balatonfured. Na wzgórzu, pośrodku winnic czeka na nas wspaniała posiadłość zamieniona dzisiaj na restaurację. Jesteśmy w Csopak, w Szent Donát Étterem www.szentdonat.hu. Widok stąd jest niebywały! Cały Balaton mamy jak na dłoni. Mimo, że obiekt usytuowany jest z dala od drogi – gospodarze nie narzekają na brak gości. Zawdzięczają to nie tylko położeniu ale i świetnej kuchni w nowoczesny sposób serwując oparte nierzadko na starych recepturach potrawy. Imponujące są piwnice posiadłości w których leżakują setki butelek przedniego wina. Niektóre z nich mamy przyjemność zdegustować.
Miejsce skusiło również grupę motocyklistów (głównie miłośników Harleya Davidsona), którzy w tym czasie mają swój doroczny zjazd nad Balatonem. Charakterystyczny ryk silników maszyn mozolnie wspinających się pod górę zwiastuje nowych, nieco egzotycznych gości.
Popołudnie to już gratka dla miłośników żeglarstwa. W
towarzystwie skipera wypływamy na niemal dwugodzinny rejs po Balatonie. Ci,
którzy rozsmakowali się w ciszy majestatycznego pokonywania wodnych odległości
w cieniu rozwiniętych żagli, wiedzą jaką niezwykłą przyjemność daje takie
spędzanie wolnego czasu. A krajobrazy nadbalatońskie, przewalające się nad
głowami białe chmury i zwiastun burzy rozrywający srebrną błyskawicą granatowy
horyzont dodają niezwykłości temu przedsięwzięciu.
Zapraszam do Balatonfuredi Yacht Club, www.byc.hu, piękne miejsce, piękne doznania.
Nie
mniej piękne, ale z zupełnie „innej półki” miały miejsce już chwilę później.
Docieramy na półwysep Tihany do
niezwykle malowniczej mieścinki zwieńczonej okazałym Opactwem Benedyktyńskim założonym
w roku 1055 przez Andrzeja I, pochowanym w krypcie świątyni. Grobowiec ten jest
wyjątkowym w skali całych Węgier.
Schodząc ze wzgórza z którego rozpościera się najpiękniejszy
chyba widok na Balaton nie można nie dokonać zakupów w jednej z kamiennych,
krytych strzechą wiejskich chat czy przy ustawionym na wąskiej ulicy straganie.
Jak magnes przyciąga kolorowa ceramika, śnieżnobiałe wyroby tekstylne,
wspaniałe koronki, wyroby z lawendy czy nieprzebrana gama opakowań z ostrą lub
słodką papryką. Całe kiście suszonej papryczki ozdabiają wiele z tutejszych
domostw nadając miejscu niezwykłego, sielskiego charakteru. Na chwilę przerwy w
zwiedzaniu czy zakupach zapraszają małe kafejki i restauracje.
My w poszukiwaniu klasycznej wiejskiej winiarni buszujemy
wąskimi drużkami wspinającymi się pomiędzy rozległymi winnicami. Dobrze jest
zakończyć dzień degustując o zmierzchu wspaniałe węgierskie wina lane prosto z
dzbana czy karafki, zagryzając chrupiącymi aromatycznymi słonymi wypiekami
siedząc na tarasie wiejskiej hacjendy. Życie potrafi być piękne!
Po genialnie leniwym dniu już szykujemy się duchowo do
tego co nastąpić ma jutro – golf, narty wodne i rower. Czyli nadbalatoński
triathlon J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz