Wybrałem się na Węgry, do naszych bratanków. Zakładałem, że będzie to podróż sentymentalna. Bo przecież właśnie tylko tutaj nad Dunajem w latach szalejącej komuny mogliśmy się spotkać z naszą rodziną, która została po wojnie za żelazną kurtyną. W Niemczech Zachodnich. Węgry udostępniały swój kraj bez ograniczeń „uciekinierom” z obcego ideowo bloku. Miałem wtedy kilka czy kilkanaście lat gdy nad Balatonem czy w knajpkach Budapesztu obchodziliśmy hucznie urodziny ciotki czy wujka z Niemiec lub inne ważne uroczystości rodzinne.
Ale zacząłem mało sentymentalnie, raczej zgodnie z tradycją bogatych, przyjaznych relacji narodów polskiego i węgierskiego, czyli kieliszkiem palinki.
Palinka, wysoko procentowa tradycyjna węgierska owocowa nalewka/aperitif. Uwielbiana przez Węgrów, którzy nadal uważają, że dzień nie zaczęty od małego kieliszka palinki jest dniem straconym. Jeszcze niedawno używano jej zamiast szczotki i pasty do zębów. Jedynym minusem było to, że nie zawierała fluoru.
Palinka jest bohaterką wielu opowieści i żartów. Jak
opowiada znajomy Węgier z Zalakaros leżącym na południe od południowego krańca
Balatonu:
Żona węgierskiego chłopa bardzo zachorowała. Wylądowała w
szpitalu. Dzieci chłopa pytają: tato, brzoskwinie tak pięknie dojrzały, co z
nimi zrobimy? Chłop odpowiada: jeśli mama wyzdrowieje, zrobimy z nich dżem.
Jeśli umrze – palinkę.
A pyszną palinkę robią tu z wszystkiego co spadnie z
drzewa czy krzewu. No może nie czekają aż spadnie. Produkują ją bez cukru, co
ważne. I za każdym rogiem.
Polsko-węgierski toast poprzedziła przygoda, która nie
mogła się zdarzyć w tamtych czasach. Przejażdżka dziwnym dwuśladem o nazwie
segway malowniczymi uliczkami Zalakaros i dróżkami pomiędzy winnicami. www.zalakaros.hu
l
Link do wypożyczalni segway: www.segwaytura.zalakaros.coNatomiast wcześniejszych niż „tamtych” czasów dotyczyła wizyta na farmie bawołów. Kiedyś wykorzystywano je do prac polowych, dzisiaj są pod ochroną i w Rezerwacie Bawołów w Kápolnapuszta mają się całkiem dobrze.
Potem był obiad składający się z ulubionych potraw Węgrów. I wcale nie był to bogracz czy zupa rybna.
A propos bograczu. Tutaj bograczem nie jest danie a kociołek w którym się to znane u nas danie gotuje. Nazwa: bogracz jako potrawa to już pomysł sąsiednich Słoweńców.
Kuchnia węgierska jest wyjątkowo urozmaicona a wpływ na
nią miały i mają burzliwe dzieje kraju czy barwna mieszanka etniczna i
kulturowa. Nam zaserwowano pyszny kawał uwielbianego przez Madziarów mięsiwa, danie
którego nazwy nie jestem w stanie powtórzyć (będzie na filmie J). Jak i większości
tutejszych nazw i określeń.
Co jeszcze u Madziarów? Pozazdrościć możemy im autostrad.
Jak zresztą pozostałym cywilizowanym krajom. Tutaj biegną one do wszystkich
ważnych miejsc przygranicznych (i zagranicznych) a ogniskują się w Budapeszcie.
Państwie w państwie. Tu mieszka 2 miliony z dziesięciu milionów Węgrów.
I udanych odwiertów. Poszukując ropy naftowej natrafiali
na gorące zdrowe źródła. I tak mają do dzisiaj. Stąd spa spotkać tu można na
każdym kroku. I zanurzyć się w gorących ciepłych źródłach. Co zresztą z
przyjemnością uczyniłem J
- Kapielisko i Aquapark Gránit Gyógy- és Élményfürdő www.furdo-zalakaros.hu . Masaż po
kąpieli dopełnił przyjemności dnia. Chociaż nie wiem, czy przeganianie stresów z
moich pleców nazwać można przyjemnością.
Kolacja
w restauracji Roxy, Siofok, ul.Szabadsag ter 1. www.roxyetterem.hu
Jutro Siofok i Balatonfured. Zapowiada się nadzwyczaj
ciekawy dzień pełen atrakcji. www.siofokportal.hu
Z przyjemnością przeczytałem tę relację. Za to wszystko co wymieniłeś i wiele więcej, kocham ten kraj.
OdpowiedzUsuńW tym roku jadę na Węgry po raz czwarty :)