sobota, 8 czerwca 2013

Palinka na śniadanie, czyli Węgry dzień 1 - Zalakaros



Wybrałem się na Węgry, do naszych bratanków. Zakładałem, że będzie to podróż sentymentalna. Bo przecież właśnie tylko tutaj nad Dunajem w latach szalejącej komuny mogliśmy się spotkać z naszą rodziną, która została po wojnie za żelazną kurtyną. W Niemczech Zachodnich. Węgry udostępniały swój kraj bez ograniczeń „uciekinierom” z obcego ideowo bloku. Miałem wtedy kilka czy kilkanaście lat gdy nad Balatonem czy w knajpkach Budapesztu obchodziliśmy hucznie urodziny ciotki czy wujka z Niemiec lub inne ważne uroczystości rodzinne.


Ale zacząłem mało sentymentalnie, raczej zgodnie z tradycją bogatych, przyjaznych relacji narodów polskiego i węgierskiego, czyli kieliszkiem palinki.

Palinka, wysoko procentowa tradycyjna węgierska owocowa nalewka/aperitif. Uwielbiana przez Węgrów, którzy nadal uważają, że dzień nie zaczęty od małego kieliszka palinki jest dniem straconym. Jeszcze niedawno używano jej zamiast szczotki i pasty do zębów. Jedynym minusem było to, że nie zawierała fluoru.

Palinka jest bohaterką wielu opowieści i żartów. Jak opowiada znajomy Węgier z Zalakaros leżącym na południe od południowego krańca Balatonu:

Żona węgierskiego chłopa bardzo zachorowała. Wylądowała w szpitalu. Dzieci chłopa pytają: tato, brzoskwinie tak pięknie dojrzały, co z nimi zrobimy? Chłop odpowiada: jeśli mama wyzdrowieje, zrobimy z nich dżem. Jeśli umrze – palinkę. 

A pyszną palinkę robią tu z wszystkiego co spadnie z drzewa czy krzewu. No może nie czekają aż spadnie. Produkują ją bez cukru, co ważne. I za każdym rogiem.

 


 


Polsko-węgierski toast poprzedziła przygoda, która nie mogła się zdarzyć w tamtych czasach. Przejażdżka dziwnym dwuśladem o nazwie segway malowniczymi uliczkami Zalakaros i dróżkami pomiędzy winnicami. www.zalakaros.hu

 l
                            Link do wypożyczalni segway: www.segwaytura.zalakaros.co

 

Natomiast wcześniejszych niż „tamtych” czasów dotyczyła wizyta na farmie bawołów. Kiedyś wykorzystywano je do prac polowych, dzisiaj są pod ochroną i w Rezerwacie Bawołów w Kápolnapuszta mają się całkiem dobrze.



 

Potem był obiad składający się z ulubionych potraw Węgrów. I wcale nie był to bogracz czy zupa rybna.


 
A propos bograczu. Tutaj bograczem nie jest danie a kociołek w którym się to znane u nas danie gotuje. Nazwa: bogracz jako potrawa to już pomysł sąsiednich Słoweńców.

Kuchnia węgierska jest wyjątkowo urozmaicona a wpływ na nią miały i mają burzliwe dzieje kraju czy barwna mieszanka etniczna i kulturowa. Nam zaserwowano pyszny kawał uwielbianego przez Madziarów mięsiwa, danie którego nazwy nie jestem w stanie powtórzyć (będzie na filmie J). Jak i większości tutejszych nazw i określeń.

 
Co jeszcze u Madziarów? Pozazdrościć możemy im autostrad. Jak zresztą pozostałym cywilizowanym krajom. Tutaj biegną one do wszystkich ważnych miejsc przygranicznych (i zagranicznych) a ogniskują się w Budapeszcie. Państwie w państwie. Tu mieszka 2 miliony z dziesięciu milionów Węgrów.
I udanych odwiertów. Poszukując ropy naftowej natrafiali na gorące zdrowe źródła. I tak mają do dzisiaj. Stąd spa spotkać tu można na każdym kroku. I zanurzyć się w gorących ciepłych źródłach. Co zresztą z przyjemnością uczyniłem J - Kapielisko i Aquapark  Gránit Gyógy- és Élményfürdő www.furdo-zalakaros.hu . Masaż po kąpieli dopełnił przyjemności dnia. Chociaż nie wiem, czy przeganianie stresów z moich pleców nazwać można przyjemnością.





 
Kolacja w restauracji Roxy, Siofok, ul.Szabadsag ter 1. www.roxyetterem.hu

 
Jutro Siofok i Balatonfured. Zapowiada się nadzwyczaj ciekawy dzień pełen atrakcji. www.siofokportal.hu  

1 komentarz:

  1. Z przyjemnością przeczytałem tę relację. Za to wszystko co wymieniłeś i wiele więcej, kocham ten kraj.
    W tym roku jadę na Węgry po raz czwarty :)

    OdpowiedzUsuń